TDT

AKTUALNOŚCI

O Prof. Relidze, tytułowym uważaniu się za bogów i misji lekarza - wywiad z Prof. Marianem Zembalą

TDT

... bo życie, mimo cierpienia, jest wartością nadrzędną i taką pozostanie.

„Jesteśmy, aby nie ustępować w walce z chorobą”
Rozmowa z profesorem Marianem Zembalą,
dyrektorem Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. 

Jest Pan jednym z najwybitniejszych polskich kardiochirurgów
i transplantologów, następcą profesora Zbigniewa Religii, pacjenci traktują  Pana
bardzo szczególnie?

To prawda, że  wierzą mnie i mojemu znakomitemu Zespołowi Współpracowników oraz
że pokładają w nas nadzieję - ale takie marzenia i posłanie ma każdy solidny
i ambitny lekarz, a tych jest coraz więcej i to bardzo cieszy.
Każdy pacjent, szczególnie wówczas,
kiedy ma poczucie ciężkiej choroby, 
chce, żeby go ratować
ze wszystkich sił, do końca. Ale ani  profesor Religa ani nikt
z nas jego bliskich współpracowników nigdy nie czuliśmy się Bogami, chociaż  tak
został zatytułowany słynny obecnie film
o życiu profesora Religii
i trudnych początkach przeszczepów serca.


W  zawodzie  lekarza zawsze trzeba mieć ogromnie dużo pokory, żeby umieć
znosić zarówno niespodziewane porażki jak
i sukcesy.

Do Kielc na pokaz filmu  „Bogowie” zaprosił  Pana Jan Gierada, dyrektor szpitala na Czarnowie,
który stworzył u nas nowoczesną kardiochirurgię i  wybitna profesor kardiologii Marianna Janion. 
Który raz ogląda Pan Profesor ten film? 

Przyznam się, że siódmy. Pierwszy raz byłem na nim
na zaproszenie żony Profesora  Religi jeszcze wówczas, kiedy film był nieskończony, na drugą
projekcję zaprosił mnie reżyser Łukasz Palkowski i autor scenariusza do Zabrza,
na pięciu pozostałych byłem między innymi w Warszawie, Częstochowie, Katowicach, Gliwicach,
Tarnowskich Górach, zaproszony przez młodzież, seniorów,  lekarzy i studentów medycyny.

I za każdym razem, gdy go oglądam  dostrzegam w nim jakiś inny szczegół,
a proszę pamiętać, że zarejestrowano na nim tylko 5 miesięcy życia profesora Religii. 

Jest Pan zadowolony z gry Piotra Głowackiego, który wcielił się w Pana postać? 
Zagrał lepiej niż mogłem sobie wyobrazić; to utalentowany aktor.  

Ważne, że oddał, tak mi się wydaje, takie moje zauroczenie chorymi i  „holenderskiego”
poukładania
w pracy. Znakomicie  i bardzo przekonywująco wcielił się w postać
profesora Religii Tomasz Kot.
W sumie cały film  dobrze, realistycznie odzwierciedla tamten czas

i to co się przy pierwszych próbach przeprowadzenia przeszczepów serca działo
w Zabrzu w roku 1985.
Było dokładnie tak jak pokazuje film.
Ogromnie dużo cierpienia, nerwów, zwątpień, porażek i determinacji.

Pierwsze trzy przeszczepy  serca zakończyły się niepowodzeniami, 
pomimo
iż nasz drugi pacjent  był już chorym spacerującym po korytarzu i bardzo blisko wypisania do domu.

Ale bez ryzyka  nie ma postępu, zwłaszcza w medycynie.  Swoje zaangażowanie Prof. Religa na pewno
przypłacił zdrowiem. Ogromnie dużo palił, czasami, ale nigdy nie w pracy nadużywał alkoholu,
z którego zresztą uzależnienia  się wydostał dzięki hartowi ducha i sile woli.
Nie było łatwo przebić się przez mur urzędniczo, finansowo, etyczny. Ale Profesor się nie poddał,
szedł do przodu.
Zawiść i rywalizacja pokazane na filmie w świecie lekarskim obecnie chyba się
jeszcze nasiliły?

Nie przesadzajmy, raczej duża doza sympatii towarzyszy ocenie tego filmu.
To dodatkowa radość i satysfakcja dla całego zabrzańskiego Zespołu, którego liderem przez 14
lat był profesor Zbigniew Religa, a w którym przez prawie 4 lata pracowali zarówno obecny
Profesor Andrzej Bochenek jak i Roman Cichoń.
Oczywiście, sukces zabrzańskiej kardiochirurgii
to wysiłek, prawie 30-letni, takich osób jak dr Roman Przybylski,
doc. Jerzy Pacholewicz, dr Tomasz Hrapkowicz, dr Bohdan Ryfiński czy dr Jacek Wojarski i dr Wojtek Karolak
i wielu innych, którzy ze mną w Zabrzu do chwili obecnej pracują. To oni właśnie są współtwórcami
zabrzańskiego sukcesu, łącznie
z kardiologami i anestezjologami. Bywa różnie, ale przyznam,
że Polacy, chociaż nam się w Zabrzu
to udało, często nie umieją tak ze sobą współpracować
jak to potrafią Holendrzy czy Anglicy.
A przecież jak się połączy kompetencje i siły, to efekt jest najlepszy.    

 
Która scena Pana najbardziej wzrusza?
 
Za każdym razem ta sama, rozwiedzeni rodzice, którzy się spotkali aby rozmawiać o tragedii
swojego dziecka.
Kiedy lekarz po raz pierwszy w Polsce pyta matkę, której zginął syn, czy zgodzi się przekazać
jego serce  komuś drugiemu, żeby uratować jego życie. Na  jej twarzy widać wielkie niedowierzanie,

szok i strach, a w końcu jej mąż podejmuje decyzję, zgadza się na to, żeby serce dziecka biło
w kimś innym.

Jedna z kobiet na filmie pyta, czy po wszczepieniu serca jej mężowi on przestanie ją kochać,
albo zmieni mu się osobowość, bo przecież serce jest siedliskiem uczuć. Lekarz tłumaczy,
że nic się nie zmieni, bo uczucia pochodzą z mózgu. A serce jest tylko kawałkiem mięśnia pompą
i nie musi się niczego obawiać.

Dziś chorzy i rodziny mają podobne dylematy?
Raczej już nie mają. Najbardziej zależy im na tym, żeby jak najszybciej udało się znaleźć dawcę
i żeby przeszczep nie został odrzucony. Pierwszy człowiek z przeszczepionym sercem przez profesora
Religę żył siedem lat. Transplantacji serca w Zabrzu wykonaliśmy w ciągu tych trzydziestu lat
ponad 1000, także ponad 110 przeszczepów płuc. Teraz w kolejce na przeszczep serca mamy
120  chorych i ponad 30 na transplantacje płuc.
Każdy niecierpliwie czeka. Niektórzy są uratowani dzięki pompom, tym wymyślonym
w Zabrzu z udziałem Profesora Zbigniewa Religi czy tym nowocześniejszym implantowalnym,
pochodzącym z importu. Za dwa lata będziemy również  produkować podobne w kraju.

Dlaczego ludzie tak niechętnie godzą się na oddawanie swoich organów innym, na podpisywanie oświadczeń
woli, boją się tego, że po śmierci będą niekompletni? Raczej się nie boją, tylko nie są do tego przyzwyczajeni.
Chociaż kościół  katolicki oficjalnie uznaje przeszczepianie organów, to społeczeństwo nadal podchodzi
do niego z niezrozumiałym dla nas lekarzy, ale także duchownych dystansem. Kiedy następuje śmierć mózgowa,

a człowiek podłączony do aparatury oddycha, to  mają wątpliwości czy on naprawdę nie żyje.
Wszystko wymaga zaufania  i poczucia solidności zawodowej i to jest zadanie dla transplantologów.

 
Ludzie nie mogą oswoić się ze śmiercią?
 
Nie mogą i nigdy się z nią nie oswoją, to naturalne. Każdy chce żyć. Każdy się śmierci mniej lub bardziej boi,
nawet kiedy odchodzi z tego świata w poczuciu spełnienia wobec Boga

i Bliźnich
Pan Profesor też?
Też się boję. I inni lekarze także. Stąd nasza ogromna determinacja, żeby uratować chorego,
bo życie, mimo cierpienia,  jest wartością nadrzędną i taką pozostanie.

Wrócę do początkowego pytania,  nie czuje się Pan czasami Bogiem, tak dużo od Pana zależy ?
Nigdy tak się nie czułem, Bóg jest jeden  tylko jeden i ja w niego wierzę. Ta wiara pomaga mi w wykonywaniu
mojego  zawodu, dodaje energii, pozwala nawet usuwać  zmęczenie. Przy tej okazji chciałbym powiedzieć,
żeby ostrożnie podchodzić do ateizmu deklarowanego w pewnym momencie życia przez  profesora Religę.
Relacje między człowiekiem a Bogiem są bardzo osobiste, subtelne, skomplikowane. Profesor Zbigniew Religa
mówił o ateizmie wtedy kiedy był bardzo chory. To był pewnego rodzaju jego bunt przed  tym, co nieuchronne,
nie mógł się pogodzić z tym, że medycyna, w którą tak bardzo wierzył  jest bezsilna wobec jego przypadku
- a on przecież jeszcze tyle ma
do zrobienia. Dobrze pamiętam inny moment, kiedy zatruła się gazem we własnym
domu nasza młoda, zdolna koleżanka, lekarka-rezydentka razem z małym synkiem.
Religa był tak wstrząśnięty, że powiedział do mnie: jedziemy natychmiast do kościoła pomodlić się.
I siedzieliśmy  tam przez półtorej godziny w zimnych murach. Modliliśmy się, każdy na swój sposób,

aby załagodzić ból i podtrzymać nadzieję.
 Do choroby Profesorana pewno w dużej mierze przyczyniło się nadmierne palenie, nie próbował
walczyć z nałogiem?

Raczej nie i to był jego błąd. Nie rozstawał  się z papierosem. Jakoś nikt na niego nie wpłynął,
żeby podjął takie próby. Myśmy mocno próbowali, ale bezskutecznie. Szkoda, bo to był świetny
człowiek i znakomity lekarz. Na filmie pokazany jest trochę jak szalony lider który dąży dla dobra chorego do celu,

ale trzeba pamiętać, że za tym  tempem szła ogromna wiedza medyczna i talent. Był najbardziej dumny nie
z tego, że wykonał pierwsze przeszczepy, tylko z tego, że wykształcił znakomitą kadrę swoich następców.
Jednym z nich jest lekarz  pochodzący z Kielc, docent Jacek Wojarski  odpowiadający
za program transplantologii  płuc
w Zabrzu? Muszę przyznać, że macie w Kielcach znakomitych lekarzy.
Ja znam wielu bardzo dobrych, blisko współpracuję
z kilkoma znakomitymi od 1991 roku, m.in. właśnie
z dr Jackiem Wojarskim, niezwykle zdolnym lekarzem kardiochirurgiem
i transplantologiem i dr Jakubem Perdeusem,
wybitnym torakochirurgiem, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych.

Akurat mija 12 lat odkąd wykonałem pierwszy w Polsce jednoczasowy przeszczep serca i płuc,
z pomocą dr Jacka Wojarskiego i Dr Jakuba Pardeusa; dziś ten pacjent jest aktywny zawodowo,
pracuje i działa społecznie na rzecz rozwoju polskiej transplantologii. Dr med. Jacek Wojarski już
od 4 lat kieruje zabrzańskim programem transplantacji płuc. Od tamtego czasu wykonano w Zabrzu 
ponad 100 przeszczepów płuc, to w dużym stopniu właśnie jego zasługa. Dr med. Jakub  Pardeus 
to w mojej ocenie jednej z najbardziej doświadczonych polskich torakochirurgów, w dodatku zawsze oddany chorym

i wspierający nas również w Zabrzu swoim doświadczeniem, kiedy zachodzi taka potrzeba. Pani Prof. Janion
to uznana w kraju kardiolog i twórczyni świętokrzyskiej nowoczesnej kardiologii, wspaniały lekarz
i nauczyciel akademicki. Trzeba pamiętać o tym, że aby był postępy
w medycynie, następcy muszą być
lepsi od nauczycieli. Uspokajam siebie i Państwa: w Zabrzu tacy już są

i to jest dodatkowym powodem mojej radości i nadziei na dalszy rozwój.

 

Wywiad red. Iwony Rojek,
Media Regionalne, Kielce, 29.10.2014