TDT

AKTUALNOŚCI

Droga ku życiu - Jolanta Szaciłło

TDT

Zamiast chipsów – suszone jabłka, zamiast Coli – kwas chlebowy – tak zachęcał Janek Statuch (11 lat po przeszczepie), współtwórca i realizator „Tak dla transplantacji” programu Fundacji ŚCCS. Zgromadzono wiele owoców i warzyw, soków i powideł.

Droga ku życiu

Trzy i pół letni Alan wraz z mamą stara się być na wszystkich imprezach organizowanych przez Fundację Śląskiego Centrum Chorób Serca. 16 listopada w

Zabrzu, w centrum Handlowym Platan otworzyło się po raz drugi „Serce pełne warzyw i owoców”. To akcja promująca zdrowe odżywianie.

Alan jest najmłodszym dzieckiem w Polsce, które otrzymało w darze nowe serce. Operację przeszedł w wieku sześciu miesięcy. Do zdrowego odżywiania

zachęcali także starsi. 19–letni Patryk (4 lata po przeszczepie) to żywa wizytówka tego, jak aktywne życie można prowadzić po transplantacji. Jest mistrzem

Polski Ludzi po Transplantacji i Dializowanych w biegu na 1500 m i w narciarstwie, a także wicemistrzem w pływaniu na 400 m. – Pytałam Patryka, czy

przypadkiem się nie nadwyręża. Odpowiedział, że wie ile może i kiedy spasować – mówi Alicja Chachaj, członek zarządu Fundacji.

Jan Malinowski (5 lat po przeszczepie) „etatowy” Mikołaj Śląskiego Centrum Chorób Serca, dziś bez przebrania częstuje klientów Platana jabłkami. – Od

października nie golę brody, bo dzieci sprawdzają, czy jest prawdziwa – wyjaśnia.

 

Ogrodnicze serce dla serca

– Zamiast chipsów – suszone jabłka, zamiast Coli – kwas chlebowy – tak zachęcał Janek Statuch (11 lat po przeszczepie), współtwórca  i realizator „Tak dla

transplantacji” programu Fundacji ŚCCS. Zgromadzono wiele owoców i warzyw, soków i powideł. Nic w tym dziwnego; ma duże znajomości w środowisku, bo

sam jest ogrodnikiem (pisaliśmy o nim w nr 24/2011 OWK). Podczas Dni Ogrodnika w Gołuchowie popularyzuje akcję „Tak dla transplantacji” i „Wszystkie

dzieci są nasze”. – Za ubiegły rok pomoc ogrodników dla chorych dzieci szacuję na ok. 150 tys. zł. Na dzisiejszą akcję jabłka dostarczyli Wiesława i Marek

Kudachowie z Sieniatyn, Leszek Bąk z GP „Owoc Sandomierski” z Bilczy, Maciej Siudak z Zajeziorza, grupa producentów „Sad Sandomierski”. Warzywa

pochodziły od Józefa Wilka z GP „Traf” w Tropiszowie, sałatkami warzywnymi obdarowała firma „Witamina”, sokami „Cymes”. Zygmunt Trznadel, producent

warzyw z Markowej k/Łańcuta kupił 200 kg śliwek i usmażył z nich wspaniałe powidła. Z datków, jakie napływają na nasze konto wspomagamy poszczególne

rodziny, organizujemy warsztaty rehabilitacyjne. Na zimowych w Kluszkowcach k/Czorsztyna właściciele stoków udostępniają je nam za darmo, a instruktorzy

szkolą dzieci bez wynagrodzenia. To oni nauczyli pięcioletnią Ulę jazdy na nartach – wylicza Jan Statuch.

– Niektórzy pytają, dlaczego wspomagamy tylko dzieci. Dorosłym łatwiej odnaleźć się po przeszczepie. Dzieci są zależne od rodziców, a nie wszystkich stać na

odpowiednią rehabilitację, na zapewnienie pociechom aktywnego życia – wyjaśnia Alicja Chachaj.

 

Uśmiech mimo wszystko

Lecz zanim trafią na obozy rehabilitacyjne czekają je nieraz długie miesiące w szpitalu. Do nich także trafiły dziś kosze z jabłkami. Czternastomiesięczna Iga od

połowy maja była w domu tylko dwa tygodnie. – Kiedy skończyła pół roku nagle zaobserwowałam szybki oddech i stękanie. W szpitalu w Prokocimiu lekarze

zdiagnozowali kardiomiopatię rozstrzeniową. Doktor, który przez trzy godziny robił jej echo serca, wyszedł roztrzęsiony. Powiedział, że nigdy czegoś takiego nie

widział. Lekarze nie dawali jej szans. Została jednak wpisana na listę oczekujących i 8 sierpnia w Zabrzu dostała nowe serduszko. Niestety teraz wykryto u niej

cytomegalię, lecz chyba już niedługo wrócimy do domu. Iga na szczęście bardzo dobrze czuje się w szpitalu, ma tu mnóstwo cioć – mama, Danuta Grochot, nie

potrafi wspominać bez łez w oczach.

Dziewięcioletni Bartek przyjechał z zachodniopomorskiego na badania kontrolne. – Byłam (i nadal jestem) wychowawczynią w domu dziecka. Przywieźli do nas

2,5–letniego chłopca, któremu lekarze dawali najwyżej rok życia z powodu wrodzonej, bardzo ciężkiej wady serca. To dziecko tak zawładnęło moimi i mojego

partnera uczuciami, że postanowiliśmy stworzyć mu prawdziwą, kochającą rodziną, taką, która może uratuje go od śmierci. Sąd ustanowił nas rodziną

zastępczą. Ruszyła „akcja ratownicza”, poszukiwanie najlepszej kliniki. W styczniu 2008 r. zaczęły się pierwsze wizyty w Zabrzu. W maju 2009 r. został wpisany

na szybką listę oczekujących i na początku czerwca był już dawca. W sumie przeszedł trzy poważne operacje, pół roku byłam z nim w szpitalu. Tym dzieckiem

wyraźnie Bóg się szczególnie opiekuje. A szpital jest wspaniały, lekarze cudowni, tu dobrze się czuje zarówno pacjent jak i jego rodzice, otaczają nas nie tylko

fachową opieką medyczną, ale też wsparciem psychicznym Jestem też w ciągłym kontakcie z Fundacją. Jeśli tylko Bartek jest w dobrej kondycji jeździmy na

zjazdy do Zduńskiej Woli, syn uczestniczy też w biegach po zdrowie w Wałczu – mówi „druga” mama Bartka – Alicja Czeberkus.

Iga i Bartek zapewne Mikołajki i Wigilię spędzą już w domu. W szpitalu będą jednak inne dzieci, których radość na pewno pomoże w przezwyciężaniu choroby.

A taką zawsze wywołują wizyty Mikołaja, który ma pełen wór słodyczy i owoców. – U nas Mikołaj, bez względu na to, kiedy wypada jego święto, przychodzi we

wtorek. To bowiem jest dzień wizyt dzieci w przychodni przyszpitalnej i chcemy, żeby i na ich buziach pojawił się uśmiech – wyjaśnia Alicja Chachaj.

 

- Jolanta Szaciłło